„Filmowcy powinni bardziej szanować widza” – wywiad z Adamem Nowakiem – twórcą filmu ANGEL.A
ANGEL.A – film, o którym pisaliśmy wielokrotnie (m.in. tu, tu i tu). Produkcja, która zachwyciła nas profesjonalnym podejściem do realizacji, ambitnymi planami i świeżością gatunkową. Dzisiaj o tych i innych tematach chcielibyśmy porozmawiać z człowiekiem, który za projekt ANGEL.A odpowiada od samego początku – Adamem Nowakiem.
Michał Kołdras: Polskie kino niezależne obraca się wokół wielu gatunków filmowych, jednak produkcje sci-fi nie pojawiają się zbyt często. Skąd pomysł żeby zrealizować film akurat w takim klimacie?
Adam Nowak: SF to mój ulubiony gatunek filmowy. Cenię go zwłaszcza za jego wymiar socjologiczny. Neill Blomkamp w „dystrykcie 9″ przedstawił przejmujące studium ksenofobii, Joon-ho Bong w „Snowpiercer” sugestywną krytykę współczesnego kapitalizmu, Mamoru Oshii w „Ghost In the Shell” poza ważnym dla gatunku tematem sztucznej inteligencji opowiadał historię o emancypacji jednostki. Twórcy ci doskonale rozumieli, że pod pozorem opowieści o dalekiej przyszłości można poruszać całkiem współczesne problemy. Sądzę, że ze wszystkich gatunków to właśnie SF najbardziej się do tego nadaje. Ubolewam nad tym, że polskie kino, nie tylko te niezależne, tak rzadko po niego sięga. Przyczyn tego stanu rzeczy należałoby głównie upatrywać, w pewnym przekonaniu, które u nas pokutuje. Uważa się, że nie ma sensu sięgać po SF bez kilku milionowego budżetu. Moim zdaniem to nie efekty wizualne są najważniejsze, ale sama opowieść.
MK: A nie sądzisz, że powodem takiego stanu rzeczy wcale nie muszą być koszty, a… przygotowanie widza do oglądania tego typu produkcji? W branży filmowej często niestety pojawia się określenie, że widz potrzebuje prostej i przyjemnej rozrywki, na którą może iść do kina po pracy po to żeby móc się zrelaksować. Stąd mamy wysyp trywialnych komedyjek romantycznych, które często zadziwiają wysoką frekwencją na seansach. Jak uważasz?
AN: Ja jednak mam dużo lepszą opinię o polskich widzach. Warto myśleć o odbiorcach nie jak o abstrakcyjnej masie, która zasadniczo niewiele rozumie, lecz jak o nas samych. Każdy z nas jest przecież widzem. Czasem wszyscy lubimy obejrzeć niezobowiązującą rozrywkę, czy też samoświadome kino klasy B – w tym nie ma nic złego. Niemniej myślę, że współczesny widz coraz częściej poszukuje w kinie czegoś więcej niż prosta rozrywka.
Co do polskiej publiczności, to zwróć proszę uwagę jak dobrze przyjmowane są u nas filmy takich twórców jak Christopher Nolan czy Denis Villeneuve – reżyserów zupełnie różnych jednak ich filmy łączy to, że poza wysokim budżetem, mają również treść. Jeśli chodzi o polskich twórców to zauważ, że odważny i wymykający się prostym kalkom, na których jest zbudowany polski dyskurs historyczny, film Wojciecha Smarzowskiego „Wołyń”, został frekwencyjnie doceniony przez widzów, mimo, że nie jest to kino lekkie łatwe i przyjemne. Ambicji nie da się odmówić filmowi „Pokot” Agnieszki Holland oraz kilku innym produkcjom, które w naszym kraju powstają i nie kończą się finansowym fiaskiem.
Także co do przywoływanego przez ciebie powiedzenia części branży filmowej mogę tylko odpowiedzieć, iż sądzę, że niektórzy polscy twórcy, a także niektórzy producenci powinni bardziej szanować widza, bo tylko wtedy można liczyć na odwzajemnienie tego szacunku. Może gdyby branża bardziej uwierzyła w widza i zaufała młodym, niezależnym twórcom, to doczekalibyśmy się kilku świetnych produkcji. Często słyszę narzekania, że nie ma w Polsce tradycji kina gatunkowego. To prawda, z różnych powodów go nie ma, ale uważam, że jest wielu młodych filmowców, którzy chcieliby takie tradycje zacząć tworzyć.
MK: Co stanowiło największe trudności w realizacji tego filmu? Który etap: preprodukcja, produkcja, a może chyba kluczowa dla tego projektu: postprodukcja?
AN: Postprodukcja faktycznie jest bardzo ważna. Zdaje sobie sprawę, że jeżeli film nie przemówi do odbiorcy wizualnie to bardzo trudno będzie widzom skupić się na historii, którą chciałbym im opowiedzieć. Niemniej można powiedzieć, że jestem tu w swoim żywiole. Sam proces w którym świat, który z początku rodzi się w głowie twórcy, następnie istnieje tylko na papierze, „ożywa” jest niezwykle fascynujący. Wracając do pytania uważam, że najtrudniejszym etapem była produkcja. Była to bardzo ciężka, wyczerpująca praca po kilkanaście godzin non-stop. Z racji ograniczeń budżetowych jednego dnia robiliśmy ilość scen, które w normalnych warunkach robiłoby się w 3-4 dni. To była bardzo ciężka praca na granicy wytrzymałości – zarówno aktorów, jak i ekipy. Na szczęście udało mi się zebrać ekipę fantastycznych profesjonalistów, którzy mieli już podobne doświadczenia i w trudnych chwilach wykazywali się dużą wyrozumiałością. Z tego miejsca chciałbym podziękować serdecznie całej ekipie za współpracę i za to że mogłem się od nich uczyć.
MK: Właśnie – produkcja, ekipa, zdjęcia. Jaki jest złoty przepis na sprawną organizację planu? Często twórcy niezależni zaczynają realizować swój film, ale gdzieś po drodze gubi się organizacja, harmonogram, motywacja… W jaki sposób Ty się motywujesz, jak motywujesz ekipę (biorąc pod uwagę, że to film niezależny, więc z zasady nie robicie tego dla pieniędzy)? Czy sam odpowiadałeś za organizowanie terminarza zdjęć?
AN: Złoty przepis na sprawną organizację planu? Ja znam jeden. Odpowiedni dobór ludzi. Miałem tu ułatwione zadanie, bo współpracowałem z zawodowymi filmowcami, z których każdy doskonale wiedział co robi. W zasadzie to nie musiałem nikogo motywować, dlatego ciężko mi teraz udzielać rady. Wydaje mi się, że Twórcy kina niezależnego często nie mają takiego komfortu jaki ja miałem. Robią film z przyjaciółmi. Nagle okazuje się, że to ciężka, żmudna praca, a końca jej nie widać. Efekt też nie zawsze jest taki, jaki się na początku zakładało i nagle brakuje motywacji. Sam muszę Ci się przyznać, że gdzieś w środku okresu zdjęciowego miałem już wszystkiego dosyć.
Terminarz ustalałem razem z naszym partnerem strategicznym z Nolimitsfx. Poza tym nie wypada nie wspomnieć, że miałem super kierownika produkcji: Bognę Wożniak. Mogę Ci powiedzieć z ręką na sercu, że bez niej nie udałoby się utrzymać takiego porządku na planie. I tu wracamy to kwestii podziału obowiązków. Jeśli jest ktoś kto czuwa nad danym aspektem produkcji i nie musi przy okazji robić jeszcze mnóstwa innych funkcji to jest porządek i sprawna praca.
MK: Przy okazji zbierania funduszy na realizację tego filmu dotknęliście tematyki crowdfundingu. Jakie są Twoje wnioski związane z tym tematem?
AN: Jak pewnie wiesz nasza akcja crowdfundingowa się nie udała. Bardzo wiele różnych projektów filmowych próbuje uzyskać
finansowanie społecznościowe, a udaje się tylko nielicznym. O akcji crowdfundingowej trzeba myśleć na długo przed tym zanim spróbuje się swych sił w zbiórce i najlepiej mieć kogoś w zespole, kto będzie zajmował się tylko tym. Niestety nie wystarczy fajny pomysł. Nie wystarczy ekipa ludzi pełnych pasji. Dla przykładu ostatnio nie udała się akcja zbieraniu funduszy na „Dezolacje”, której bardzo kibicowałem. Co zawiodło? Nie udało się zebrać dość dużej społeczności wokół filmu. Ale to chyba temat na dłuższą rozmowę z kimś kto wie o tym dużo więcej niż ja.
MK: Jesteś producentem, montażystą i specjalistą od efektów specjalnych w tym filmie – czy zatem zgodzisz się z twierdzeniem, że na planie filmu niezależnego nie da się obyć bez osoby, która spełnia wiele funkcji na raz? Nie przeszkadza Ci to, że wielka ilość obowiązków może spowodować trudności w skupieniu się na
konkretnych zadaniach?
AN: Jeszcze pominąłeś to, że jestem reżyserem oraz supervisorem VFX na planie:) Okoliczności narzuciły na mnie łączenie kilku funkcji, co jest w kinie niezależnym typowym zjawiskiem, niemniej nie jestem zwolennikiem tego rozwiązania.
Osobiście wierzę w podział obowiązków i w to że nad filmem powinna pracować duża grupa osób. Uważam również, że każda osoba powinna być odpowiedzialna za określony odcinek pracy i być skupiona tylko na nim. Jeśli jedna osoba panuje nad zbyt wieloma aspektami to po pierwsze: nikt jej nie weryfikuje – a to jest artystycznie błędem bo czasem ciężko zachować dystans do własnych pomysłów. Po drugie: jak zauważyłeś wielka ilość obowiązków powoduje trudności w skupieniu się na konkretnych
zadaniach, a to niestety może odbijać się później na jakości filmu. Ja na szczęście na planie mogłem liczyć na pomoc Michała
Szymczaka, Wojtka Grabosia i Piotra Wolframa. Sądzę, że dzięki ich pracy i zaangażowaniu jakość tego co widzowie będą oglądać nie będzie odbiegać od produkcji, przy których pracowały znacznie większe ekipy filmowe.
MK: Jedną z wielu zalet filmu wydają się być ciekawie dobrane lokacje. Jak wyglądał proces ustalania miejsc do wykonania zdjęć do filmu?
AN: Ciesze się, że zwróciłeś uwagę na lokacje, gdyż były dla nas szczególnie ważne. W końcu staramy się przenieść widza w
rzeczywistość, która tak naprawdę nie istnieje. A do tego służy między innymi scenografia. W naszym filmie występują obok siebie dwa światy: dystopiczny i post-apokaliptyczny. W prezentacji tego pierwszego technologia komputerowa okazała się niezbędna. Drugi to dość starannie dobrane lokacje, o których myślałem już na etapie pisania scenariusza. Zależało nam bardzo na kontraście miedzy tymi światami. Dlatego obok dużego futurystycznego miasta pełnego neonów widzowie będą mogli oglądać industrialne pustostany, oraz zachwycić się pięknem przyrody.
MK: Czym się inspirowałeś w doborze lokacji? Jest to szczególnie ciekawe, bo skoro myślałeś nad tym już na etapie scenariusza, to cała wizja musiała zrodzić się w Twojej wyobraźni. Gdzieś zatem korzenie tych miejsc muszą mieć miejsce. Jakieś filmy, książki, obrazy?
AN: Uwielbiam filmy postapokaliptyczne, ale akurat tutaj chciałem troszkę płynąć pod prąd. W większości wypadków w filmach, gdy bohaterowie podróżują przez postapokaliptyczne przestrzenie towarzyszy im krajobraz jesienny. Jako przykład mogę podać tu ekranizację wybitnej książki Cormaca McCarthy „Droga” z Viggo Mortensenem w roli głównej. Drzewa nie mają liści, jest pochmurno, szaro. Ogólnie bardzo lubię ten klimat, ale chciałem trochę pokazać w filmie, że przyroda żyje niezależnie od człowieka. Czas się nie zatrzymuje po naszym odejściu, a życie toczy się dalej. Dawne metropolie pomału zmienią się w dżungle, a piękno przyrody kontrastuje ze zniszczonymi budynkami. Poniekąd to też pokazuje, że człowiek na Ziemi jest tylko gościem i że świat istniał przed pojawieniem się człowieka i będzie istniał po nim.
MK: Mówiliśmy o produkcji, dotknęliśmy postprodukcji i przeszliśmy do premiery, ale chciałbym żebyśmy wrócili jeszcze do kwestii ekipy filmowej. Ta, która pracuje za kamerą to jedno, ale jest jeszcze sztab ludzi, którzy występują przed kamerą. W jaki sposób dobieraliście obsadę? Czy osoby, które się zgłosiły do współpracy zdawały sobie sprawę ze specyfiki tego zadania? Mówię tu o klimatach SF.
AN: Oczywiście. Każdy aktor dostał scenariusz i wiedział na co się pisze ;-). Przyjęcie gatunku było zaskakująco pozytywne. Jak mi powiedział Maciej Radel: „Być może to jedyna szansa na zagranie w polskim filmie SF, więc jakże mógłby Ci odmówić.” Pozwolę sobie tutaj na prywatę: Maćku jeśli to czytasz to Cię serdecznie pozdrawiam. Moich kolejnych projektów nie wyobrażam sobie bez Twojego udziału.
Co do doboru obsady to jest to moim zdaniem kwestia kluczowa w każdym filmie. Ja wybierałem do filmu tylko osoby do których miałem zaufanie. Niekiedy w kinie niezależnym traktuje się tę kwestię troszkę po macoszemu, a to duży błąd. Zdarza się niestety, że nawet dobrze napisane dialogi są położone przez drętwe aktorstwo. W filmie chodzi o emocje, a jak poruszyć widza jeśli nie wierzy się w prawdziwość bohaterów?
Materiały multimedialne pochodzą z fanpage’u filmu ANGEL.A.
Nikt
Przepiękny film...nie wiem co dodać...piękne kilkanaście minut. DziękuZza miedzy #6 - 15 porad, jak zostać lepszym reżyserem?
Bardzo dobre, konkretne wskazówki. Jestem ciekawa, czy współcześnie obDubel#14 - Obróbka skrawaniem (2012)
Dziękuję za recenzję i pozdrawiam :)Rumuński Szwadron
Szczerze, dawno się tak nie ubawiłem tym absurdalnym humorem. Jedyna