Gliwice, gdzie jak w filmie toczy się życie…
Kolejny punkt na festiwalowej mapie odznaczony. Gliwice okazały się miastem wyjątkowo gościnnym i pomimo, iż powietrze ma typowo „śląski” zapach jak na okręg przemysłowy przystało, to jednak nad Mrowiskiem, gdzie odbywał się festiwal DrzVi (a właściwie Drzwi nr V) dało się także wyczuć w powietrzu świetną atmosferę otwartości, życzliwości i współpracy.
I o tej właśnie bryzie chciałbym dziś napisać kilka słów. Nie będę rozwodził się nad stroną artystyczną zaprezentowanej na festiwalu twórczości. Po pierwsze muszę się przyznać, że nie widziałem wszystkich zaprezentowanych materiałów, w związku z tym, rzucając się w antymainstreamowy prąd przeciw zasadzie codzienności „nie znam się to się wypowiem/nie widziałem to się wypowiem” – nie wypowiem się na ten temat wcale. Nie myślcie jednak, że zostawiam Was z niczym… Nasz materiał filmowy, który wkrótce pojawi się w serwisie rozjaśni nieco i tę kwestie. Na nasze usprawiedliwienie muszę podać, iż wymagał on trochę czasu i zaangażowania – i w tym miejscu następuje zapętlenie z punktem numer jeden (dlaczego nie siedzieliśmy wygodnie w fotelach, krytycznym okiem łypiąc na ekran, z wyrazem twarzy jednak wyraźnie zdradzającym przyjemność płynącą z ekranu).
Ale wysuwając taki argument nasuwa się niemal natychmiast zgoła inna refleksja. Skoro stworzenie video-relacji wymaga wysiłku, ileż czasu i energii muszą poświęcić twórcy filmów, organizatorzy takich festiwali a ile widzowie, aby czuć się spełnionymi i zadowolonymi? Już spieszę z odpowiedzią. Ogrom pracy włożony w realizację zarówno filmów, jak i przedsięwzięcia, gdzie można je pokazać jest ogromny, chociaż co dziwne niektórzy twórcy nie do końca najwidoczniej mają szacunek dla własnej twórczości… ale to temat na inną rozprawkę. Skupmy się na gliwickim festiwalu – który zaskoczył mnie pozytywnie pod wieloma względami. Będąc przez moment w środku, mogliśmy z Michałem zauważyć jak wielkim wysiłkiem i determinacją organizatorów przedsięwzięcie to było okupione. Grupa pasjonatów z Klubu Filmowego „Wrota”, których krew rozrzedzona w połowie przez napoje energetyczne (przy minimalnej ilości snu, faktycznie potrafią stawiać na nogi), była w stanie stworzyć świetny spektakl złożony z kilku aktów. Nie samym oglądaniem żyje jednak człowiek, można by parafrazować – tak więc, oprócz prezentowania filmów, uczestnicy mogli spotkać się także z działalnościami którym patronują także inne muzy: odbyła się bowiem premiera książki „Filmowe Południe” Wojciecha Szwieca oraz spotkanie z bohaterami książki.
Z kolei drugiego dnia festiwalu nieco już zmęczone oczy mogły odpocząć, gdyż nastał czas na nasłuchiwanie – w części muzycznej festiwalu zaprezentowało się 10 zespołów, grających na żywo ścieżki dźwiękowe własnego autorstwa do bajek, prezentowanych na wielkim ekranie. A na sobotnie dobranoc (chociaż słuchając występu na pewno nikt nie myślał o zasypianiu) świetny koncert dała grupa Kołłątajowska Kuźnia Prawdziwych Mężczyzn. Prawdziwa uczta dla ducha, jednak zgodnie z grecką zasadą kalokagathia pomyślano także o nieco bardziej utylitarnym rozwoju widzów i uczestników. Mowa tu o darmowych warsztatach (z zakresu: budowy kompozycji filmowych, udźwiękowienia oraz pracy aktorów przed kamerami) prowadzonych przez ludzi znających się na rzeczy – nie lada gratka.
Ja chociaż byłem ich uczestnikiem tylko chwilowo i to w biernej roli obserwatora, świetnie się bawiłem a ponadto zdobyłem praktyczne informacje i dowiedziałem się ciekawostek, które zapewne w innych okolicznościach miały by swoją niemałą cenę. Jednak to nie wszystko: nie sposób nie wspomnieć, że pośród współorganizatorów festiwalu są ludzie niepełnosprawni – początkowo byłem tym zaskoczony, lecz w trakcie obserwując ich zaangażowanie i radość z jaką oddają się niemal w całości wspólnej sprawie, zrozumiałem że jest to świetne posunięcie. Krok ten jest jednocześnie kolejną częścią ‘filmoterapii’, prowadzonej przez KF Drzwi, a polegającej na aktywizacji niepełnosprawnych w toku tworzenia filmów (podczas premiery „Drogi do zrozumienia” i dokumentu towarzyszącego, mogliśmy ich zobaczyć zarówno w roli aktorów, współtwórców scenariusza czy członków ekipy filmowej).
Nie można mieć chyba wątpliwości, co do wartości terapeutycznej gliwickiej metody – i to zarówno dla niepełnosprawnych, jak i osób które mogą zobaczyć ich aktywność, bowiem w tym przypadku chodzi także o leczenie się ze szczelnego zamknięcia przed tym czego do końca nie rozumiemy i rozpostarciu naszych horyzontów na nowo. Nie trzeba chyba wspominać iż to wszystko (i inne rzeczy, które już się tu nie zmieszczą) zostało zorganizowane w typowy dla „niezależnych” festiwali sposób – gdzie niestety słowo niezależny odnosi się też często do sytuacji finansowej, co nie stawia organizatorów w dobrym położeniu. Jednak jeśli pomimo tego, udało się zrobić aż tyle, znaczyć to może, że chęć i dążenie do celu mogą pokonać wiele barier. Gratulacje należą się zatem mózgowi całej operacji czyli Marcinowi Kondraciukowi i całemu sztabowi ludzi, którzy włożyli ogrom pracy i poświęcenia w realizację przedsięwzięcia.
Na zakończenie już, wyrzucić muszę jeszcze jedną tylko krótką myśl i powrócić do postawionego wcześniej pytania: ile energii musi poświęcić widz aby skorzystać na takim wydarzeniu kulturalnym? Otóż bardzo niewiele, wystarczy chyba tylko wyjść z domu i poświęcić trochę czasu, który w tym przypadku jednak na pewno nie były czasem zmarnowanym. Wobec tego widać jakąś niezrozumiałą różnice w poziomie energetycznym szeroko pojętych uczestników festiwalu. I mam cichą nadzieję, że tak niska frekwencja, której doświadczyła tegoroczna edycja festiwalu była spowodowana słabym wsparciem marketingowym całej akcji, (dochodziły bowiem do nas sprzeczne informacje odnośnie tegoż), a nie faktem że jesteśmy narodem leniwym i pustym – ludźmi którzy wolą napić się piwa do rytmów dyskoteki lub telewizyjnego tasiemca (którego ekwiwalentem mógłby być bilet mpk, jadący w stronę festiwalu), niż zobaczyć kreatywność w czystej postaci a może nawet przez to obudzić tą uśpioną cząstkę w nas samych…
Zdjęcia: KF „WROTA”
Nikt
Przepiękny film...nie wiem co dodać...piękne kilkanaście minut. DziękuZza miedzy #6 - 15 porad, jak zostać lepszym reżyserem?
Bardzo dobre, konkretne wskazówki. Jestem ciekawa, czy współcześnie obDubel#14 - Obróbka skrawaniem (2012)
Dziękuję za recenzję i pozdrawiam :)Rumuński Szwadron
Szczerze, dawno się tak nie ubawiłem tym absurdalnym humorem. Jedyna