SAMURAI COP (1989)
SAMURAI COP (1989)
reż. Amir Shervan
Kiedy 20 lat temu zszedłem pół miasta, aby wypożyczyć ten film, liczyłem na opowieść o maniakalnym gliniarzu obcinającym mieczem samurajskim głowy bezwzględnych przestępców. Takie wrażenia zwiastowała okładka. Wielce zawiodłem się, gdy w zamian dostałem bardzo przeciętną sensację. Teraz odkryłem film Amira Shervana na nowo. Tak moi drodzy, bo dziwne kino to nie tylko horrory i science-fiction, to również filmy sensacyjne, właśnie takie jak „SAMURAI COP”!!!
Typowa para policjantów z lat 80. XX wieku (patrz schemat „Miami Vice”, „Zabójcza broń”) zadziera z japońską mafią, która zaczęła panoszyć się w Los Angeles. Jeśli myślicie, że największy mistrz samurajskiego miecza z Japonii jest w stanie wystraszyć długowsłosego Joe’ego Marshalla, gliniarza o aparycji Fabio z harlequinów, to grubo się mylicie. W końcu Joe Marshall nie bez powodu nazywany jest Samurai Cop.
Internetowi malkontenci wieszają psy na „Gliniarzu samuraju” zarzucając mu praktycznie wszystko, od drewnianej gry aktorów (szczególnie Matta Hannona), poprzez idotyczny scenariusz z fatalnymi dialogami, aż po totalny brak jakichkolwiek umiejętności sztuk walki głównych bohaterów. Postarajmy się jednak spojrzeć na film nieco przychylniejszym okiem.
Nie czepiajmy się Matta Hannona, że kiepsko gra. Jak na ówczesne standardy jest całkiem przystojny, dobrze zbudowany i ma ładne, długie włosy. Ma jeszcze potrafić grać i to na dodatek w swoim pierwszym (i ostatnim) filmie? Ani Robert De Niro, ani Al Pacino nie debiutowali na ekranie pierwszoplanową rolą, więc nie wiadomo jak oni by sobie z tym poradzili. A pan Matt sobie… no przynajmniej wyciągnął jakieś wnioski i w żadnym innym filmie już nie zagrał. Proszę również pamiętać, że w produkcjach pokroju opisywanej zwykle ma się do dyspozycji tylko jedną (!) kamerę. To właśnie dlatego część ujęć jest przydługa, a te sceny, które nakręcono w dwóch (lub więcej) ujęciach zwykle mają zupełnie inne oświetlenie (różna pora dnia lub inne ustawienia aktorów). Wreszcie sceny akcji – kiepskie? być może jak na hollywoodzką pierwszą ligę, ale weźcie nawet najlepszą scenę akcji z jakiegokolwiek polskiego filmu, a i tak nie będzie nawet w połowie tak dobra jak najgorsza tutaj.
A na koniec ciekawostka: podobno Matt Hannon był kiedyś ochroniarzem Sylvestra Stallone. Prawda to czy fałsz pewnie się nie dowiemy, ale jedno na bank łączy obu panów. W 1989 roku każdy z nich obił gębę Roberta Z’Dara (Stallone w „Tango i Cash”), a gęba to nie byle jaka, gdyż swą subtelnością mogąca konkurować jedynie z obliczem Danny’ego Trejo.
Nikt
Przepiękny film...nie wiem co dodać...piękne kilkanaście minut. DziękuZza miedzy #6 - 15 porad, jak zostać lepszym reżyserem?
Bardzo dobre, konkretne wskazówki. Jestem ciekawa, czy współcześnie obDubel#14 - Obróbka skrawaniem (2012)
Dziękuję za recenzję i pozdrawiam :)Rumuński Szwadron
Szczerze, dawno się tak nie ubawiłem tym absurdalnym humorem. Jedyna