Złapane w sieci #101 – „PECADOR EL ENMASCARADO DE NEGRO CONTRA EL PROFESOR LOCO Y LA INVASION DE OTRA GALAXIA” (2009)
„PECADOR EL ENMASCARADO DE NEGRO CONTRA EL PROFESOR LOCO Y LA INVASION DE OTRA GALAXIA” (2009)
reż. Paweł Kaczmarek i Dawid Gryza
Setna recenzja w ramach coniedzielnego cyklu „Złapane w sieci” (czyli, jak wskazuje nazwa, filmów wyszperanych i obejrzanych za pośrednictwem internetu) zobowiązuje. Zdecydowałem się przybliżyć Wam obraz szczególnie bliski mojemu sercu. Aby jednak nie zabrzmiało to jak kryptoreklama, po prostu przyznam się bez bicia na wstępie. Tak, to ja jestem jednym z jego twórców. Nie zamierzam tu jednak uprawiać samogwałtu. Postaram się zdać rzetelną relację jak to z tym filmem naprawdę było…
Wszystko zaczęło się trzeciego czerwca 2005 roku, kiedy to w łódzkim kinie Charlie rozpoczął się przegląd meksykańskich filmów science-fiction z lat 50., 60. i 70. W ciągu czterech dni, wraz z Pawłem Kaczmarkiem, obejrzeliśmy sześć filmów, które na dobre przewartościowały nasze zainteresowania. Od tego momentu priorytetem stało się poznanie meksykańskiej kinematografii ze szczególnym naciskiem na lucha libre movies. Dzięki dobrodziejstwu internetu mogliśmy obcować z obrazami, o których wcześniej nie mieliśmy zielonego pojęcia, że w ogóle istnieją. Zamaskowani zapaśnicy, którzy nie posiadali żadnych super mocy, stawali po stronie sprawiedliwości i walczyli ze złem wszelakim. Od zwykłych rzezimieszków, poprzez czarownice, wampiry, zombie, aż po przybyszów z kosmosu. Naturalną koleją rzeczy stał się fakt, że w końcu stwierdziliśmy – nakręćmy własny film. Początkowo miał to być lipny zwiastun nieistniejącego obrazu pełnometrażowego zrealizowany techniką poklatkową, a głównymi bohaterami miały być ludziki z klocków Lego. Ten pomysł jednak upadł tak szybko, jak się narodził. Nie po to w końcu każdy z nas marzył przez całe życie o nakręceniu filmu, żeby teraz „ograniczać się” do takiej formy (oczywiście piszę te słowa z przymrużeniem oka, mam bowiem pełną świadomość ile pracy należy włożyć w taką animację). Postanowiliśmy więc nakręcić aktorski pełny metraż. Głównym bohaterem uczyniliśmy – a jakże! – zamaskowanego luchadora, który w założeniu byłby przeciwnością Santo, ikony meksykańskiego lucha libre. Zaczęło się oczywiście od pseudonimu, ale to okazało się nad wyraz proste. Santo znaczy święty, Pecador – grzesznik. Nasz Grzesznik miał nie stronić od alkoholu i być łasym na kobiece wdzięki (chociaż ta druga cecha akurat wcale go od Santo nie różniła). Scenariusz miał łączyć w sobie motywy charakterystyczne dla tego kina z przepowiedzianym przez Majów na 2012 rok końcem świata, a także z hipotezą Ericha von Dänikena o wpływie pozaziemskich istot na życie ludzi w czasach prehistorycznych. Obsadę wyłoniliśmy spośród naszych przyjaciół. Zakładaliśmy, że zdjęcia nie potrwają dłużej niż kilka miesięcy i jak wszystko dobrze pójdzie jeszcze przed końcem roku „Pecador” będzie gotowy. Przeliczyliśmy się i to srogo.
Zdjęcia rozpoczęły się w lipcu 2007 roku. Według pierwotnego założenia dialogi miały być kręcone w języku hiszpańskim, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do obiektów naszych inspiracji. Żeby było ciekawiej z całej ekipy tylko jedna osoba znała hiszpański. Pozostali aktorzy uczyli się swoich kwestii na pamięć lub – jak to miało miejsce zdecydowanie częściej – po prostu czytali z kartki. Idąc jednak za radą Radosława Szymańskiego, który wcielił się w postać Profesora Loco, równocześnie kręciliśmy wersję polską (żeby była jasność – on w ogóle nie chciał wersji hiszpańskiej, ale my uparliśmy się, że jak już mają być to obie). Jak karkołomnym okazało się to przedsięwzięcie, szczególnie dla debiutantów i to praktycznie w każdej dziedzinie, świadczyć może fakt, że premiera polskiej wersji odbyła się dopiero w kwietniu, a hiszpańskiej w listopadzie 2009 roku. Nie mieliśmy ani profesjonalnego sprzętu, ani należycie zdyscyplinowanej ekipy (nie da się ukryć, że dla wszystkich z wyjątkiem reżyserów, film był jedynie zabawą i pobocznym projektem, w który angażowali się jak mieli na to czas i chęci), ani budżetu (no bo 1000zł na pełnometrażowy film science-fiction nawiązujący do meksykańskich filmów z lat 60. to w zasadzie brak budżetu). Konsekwentnie jednak, według wyznaczonego wcześniej celu, podążaliśmy w jego kierunku. Udało się, a co z tego wyszło przekonajcie się sami.
Na koniec krótkie streszczenie fabuły i zapraszam na seans: Rok 1960. Meksyk. Trzy kilometry na wschód od San Juan ląduje statek kosmiczny, który ma zapoczątkować inwazję cywilizacji z odległej galaktyki na Ziemię. Do całkowitej realizacji planu kosmici potrzebują tajnej receptury zaszyfrowanej w kodeksie Majów. Czy Pecador, znakomity luchador, koneser sztuki i kobiecej urody, zdoła ocalić ludzkość przed zagładą? Czy może przeszkodzą mu w tym problemy z alkoholem?
A jeśli nie chce Wam się czytać, oto wersja polska ;)
Nikt
Przepiękny film...nie wiem co dodać...piękne kilkanaście minut. DziękuZza miedzy #6 - 15 porad, jak zostać lepszym reżyserem?
Bardzo dobre, konkretne wskazówki. Jestem ciekawa, czy współcześnie obDubel#14 - Obróbka skrawaniem (2012)
Dziękuję za recenzję i pozdrawiam :)Rumuński Szwadron
Szczerze, dawno się tak nie ubawiłem tym absurdalnym humorem. Jedyna