Złapane w sieci #103 – ROBOT JOX (1989)
ROBOT JOX (1989)
reż. Stuart Gordon
Zaledwie dwa tygodnie temu swą premierę miał najnowszy film Guillermo Del Toro „Pacific Rim”. Wybrałem się na niego do kina licząc na jakieś śmieszne idiotyzmy, no bo jak tu inaczej traktować produkcję, w której prawie non stop naparzają się wielkie potwory wychodzące z głębi ziemi z ludźmi sterującymi wielkimi robotami? Czy nie łatwiej by było te potwory jakoś zastrzelić, zbombardować czy co tam jeszcze, się pytam? Okazuje się, że nie. Podobno próbowano tak zrobić, ale bezskutecznie, więc jakieś tęgie umysły wpadły na pomysł żeby zbudować kolosalne roboty i spuścić stworom wpierdol mano-a-mano. I te wszystkie zawirowania fabularne serwowane są widzowi ze śmiertelną powagą i na dodatek tak przekonująco, że zaczyna się w nie wierzyć. I to jest w tym filmie najbardziej irytujące – zero zabawy, zero zgrywy. Wielkie roboty walczą z wielkimi potworami z głębi ziemi. Amen.
Jeszcze podczas seansu „Pacific Rim” zacząłem tęsknić za „Robot Jox”, bliźniaczo podobnym pod wieloma względami obrazie sprzed blisko ćwierć wieku.
50 lat po wojnie nuklearnej wszelkie spory terytorialne między dwoma wielkimi sojuszami rozstrzygane są przez pojedynki. Oczywiście żeby nadać sprawie odpowiednią rangę nie walczy dwóch zawodników w ringu czy na macie, tylko dwa gigantyczne roboty, sterowane przez najdoskonalszych pilotów, na ogromnej arenie. Niepokonanymi mistrzami są Achilles i Aleksander. Podczas ich spotkania dochodzi do tragedii: robot sterowany przez Achillesa przewraca się na trybuny z widownią. Ginie 300 osób. Załamany pilot podejmuje decyzję o porzuceniu dotychczasowego zajęcia. Do czasu…
W roli głównej wystąpił Gary Graham. Aktor jeszcze w tym samym roku zagrał w „Ostatnim wojowniku” oraz w serialu „Alien Nation”, który okazał się sporym sukcesem. Jego filmowym przeciwnikiem jest Paul Koslo (m.in. „The Omega Man” z 1971 i „Project: Shadowchaser” z 1992 roku). Uważni widzowie wypatrzą też Jeffreya Combsa, czyli tytułowego „Re-animatora” z filmu Stuarta Gordona, twórcy m.in. „From Beyond” (1986), „Studni i wahadła” (1991) i „Fortecy” (1992). Ale to nie obsada stanowi o sile tej produkcji tylko ekranowe „przepowiednie”, czyli przyszłość widziana oczami filmowców.
- Wiecie jak pokazać klimat post nuklearny? Wystarczy nałożyć wszystkim statystom na twarz białe maseczki ochronne!
- Za około 25 lat telewizory będą płaskie, a prym wśród producentów nadal wiodło będzie Sony!
- Drzwi pojazdów latających (czyli takich samochodów przyszłości) zamykane będą na pilota wielkości krótkofalówki!
- Najlepszym daniem będzie zalewajka z kiełbasą!
- Do łask powrócą barowe kasy z saloonów Dzikiego Zachodu!
Proszę nie odebrać tego w ten sposób, że narzekam gdy jest zbyt poważnie, a szydzę, gdy jest inaczej. Ja uwielbiam wyłapywać takie smaczki w filmach sprzed lat. Być może za kolejne ćwierć wieku, przypominając sobie „Pacific Rim”, będą bawił się tak dobrze jak teraz podczas seansu „Robot Jox”… Kto to wie…
Pan Antenka
1 sierpnia 2013 at 13:18Jak to nie było zgrywy? A para naukowców psycholi, karykaturalnie przedstawione drużyny: trojaczków japończyków, rodzeństwa ruskich? A takie delikatne smaczki jak odlatująca mewa w momencie gdy jeden z robotów walnął w słupek porcie? Kulki stojące na biurku w jednym z biurówców, które zaczęły się zderzać jak ten sam robot rozpieprzył pół budynku? Hasło: "sprawdźmy czy kaiju ma puls" i w tym momencie bohaterowie strzelają do sapiącego truchła. No wiele humoru sytuacyjnego się w filmie pojawiło. Ron Perlman jako bufonowaty handlarz organami kaiju, walka wielkim statkiem zamiast miecza. Zresztą "Pacific Rim" już w zwiastunach informuje widza z jaką konwencją będzie miał do czynienia, więc pytam się po cholerę wybrałeś się do kina skoro walka wielkich (pięknych i zajebistych, mega szczegółowych) robotów z równie ogromnymi (przywodzącymi na myśl Godzille) potworami, wydała Ci się głupia? Człowieku, a technologia którą posiadały owe roboty? 50 silników diesla na jedno ramię itd? Napełnianie hełmu płynem, zespolenie półkul mózgowych, dryfty, neurony i inne takie? Jako fan "Evangeliona" byłem wniebowzięty. Pomysł miał ręce i nogi, a muzyka doskonale ilustrowała odpalanie kolosów i nieco upiorny wymiar owej technologii. Do tego dochodzą wszelkie motywy japońskie które w cudowny sposób nawiązują do klasyki anime. Na film wybrałem się do IMAXa i bawiłem się świetnie. Przypomniałem sobie dlaczego jako dziecko uwielbiałem "Godzillę" i "Generała Daimosa". Psychologia bohaterów była pierdylion razy lepsza niż w "Avatarze", w ogóle postaci była dobrze zakreślone, montaż i prowadzenie historii świetne jak na kino rozrywkowe. Owszem pojawiło się trochę powagi, ale bez przesady, "Pacific Rim" jest dobrym filmem w moim osobistym odczuciu. Uśmiałem się i dobrze bawiłem. Serdecznie polecam. Bez urazy stary, ale musiałem napisać o tym co sądze. Swoją drogą dzięki za przypomnienie "Robota Joxa", aż się łezka w oku kręci. Pozdrawiam i czekam na kolejne perły z lamusa.